Swoją przygodę z krakowskimi Escape Room’ami rozpoczęłam od Plugawego HOTelu – całkiem świeżego pokoju, który wybrałam naszej ekipie dość przypadkowo („Skoro będziemy szli do Lipnitzkiego, to czemu od razu nie zahaczyć o drugi pokój w tym samym miejscu?”). Nasz zespół (ABW ;-)) stanowią dwie osoby średnio zaawansowane (+/- 10 ER’ów) i jedna doświadczona (+/- 30 ER’ów).
Uśmiechnięta pani z obsługi wprowadziła nas do fabuły(podobno to był jej hotelowy debiut), wpuściła nas do pokoju i wraz zamknięciem drzwi rozpoczęła się zabawa. Rozglądamy się… O, hotel! ;-) Już od początku wśród rozwiązań pokazują się elementy, których wcześniej nie widziałam w żadnym innym pokoju, a przynajmniej nie w takiej formie. Niestety, pojawiła się też forma „rozrywki”, która średnio nas ubawiła, bo… zależy głównie od szczęścia. Akurat tak się „zdarzyło”, że powiedzieć, że mieliśmy mało szczęścia – to mało! Mieliśmy po prostu pecha : ) Przez chwilową liniowość zmarnowaliśmy na to bardzo dużo czasu (zdecydowanie za dużo), zamiast zostawić przy tym jedną osobę, gdy reszta będzie myślała nad czymś innym. Przyznam szczerze, że z perspektywy uczestnika pomysł z zabawą trochę polegającą na modlitwie do boga RNG był kiepski, frustrujący.
Pozostałe zagadki były ciekawe i bardzo kreatywne. Nieliniowe. Po raz kolejny powiem, że z częścią rozwiązań spotkałam się po raz pierwszy. Łamigłówki bazują na bardzo różnych mechanizmach i wymagają one współpracy, spostrzegawczości, ciekawości (heheh), dobrego słuchu i… ciszy. W jednym przypadku nawet wysokiego wzrostu :P Nie powiem, że wszystkie były klimatyczne, bo kilka było naprawdę dziwnych pod tym względem (pasowałyby do innego profilu bohatera i innego miejsca), chociaż były rewelacyjne. Tutaj też bardzo zwracam uwagę na pewien mechanizm ograniczający liczbę prób (chociażby tylko na piśmie) – uważam, że kiedy pojawia się coś takiego, należy być PEWNYM odpowiedzi, a w tym pokoju tej pewności zabrakło. Wpisywanie „na pałę” nie powinno mieć miejsca („A, bo może akurat tutaj będzie pasowało”), wszystko powinno być logiczne. Tym bardziej, że zagadek jest naprawdę dużo i nie ma czasu na jego marnowanie przy pierdołach. W trakcie zabawy pojawił się jeden smaczek, za który... czapki z głów!
3-4 osoby z niemałym doświadczeniem i odrobiną szczęścia na pewno sobie poradzą.
Uważam, że należy jeszcze popracować nad całością. Jest to pokój dość niedawno otwarty, więc, prawdopodobnie, niektóre elementy będą się zmieniać. Nasza ekipa zwróciła uwagę właściciela na pewne problemy i usłyszeliśmy, że zostaną one poprawione. Uważam też, że pokój jest raczej dla grup doświadczonych niż dla średnio zaawansowanych. Moim zdaniem, „Plugawy HOTel” ma niewykorzystany w pełni potencjał do zwyczajnego zmiażdżenia konkurencji.
Biorąc pod uwagę powyższe, aktualnie wystawiam „Plugawemu HOTelowi” ocenę ogólną 8/10 (4 na szynach :P), ale naprawdę chętnie zmienię opinię, gdy się przekonam, że popracowano nad jego wadami.
Szczęśliwie się też złożyło, że pod koniec naszej wizyty w Lock House pojawił się właściciel. Kiedy przyszły następne grupy, nadal rozmawialiśmy. Właściciel jest gawędziarzem i ma bardzo otwartą głowę na pomysły innych ludzi. Pracująca ekipa jest świetna, a pani z obsługi życzę powodzenia w dalszej escape’owej karierze!
Dzięki!
Overall rating:
8/10
Customer service:
10/10
Interior:
9/10
Difficulty:
Hard