Brewa

Wersja TLDR: Nie jest to pokój dla początkujących, ale w dwie osoby da się go bez problemu "zrobić". Poziom "straszenia" zależy wyłącznie od Waszych preferencji, więc można śmiało lecieć, nawet jeśli należycie do tych bardziej trzęsących portkami (jak my).
Wersja dłuższa: Do pokoju poszliśmy - jak zwykle - z moją ukochaną żoną, a więc w dwie osoby. Na początku trzeba przyznać, że - jak napisało wiele osób przede mną - wprowadzenie i klimat to ogromna zaleta nie tylko samego pokoju, ale także całego Escape Roomu w ogóle. Jeśli nie lubicie się bać, to warto: po pierwsze - zaznaczyć to obsłudze, która dostosuje level straszenia do Waszych preferencji (u nas było śladowe, dzięki czemu bawiliśmy się świetnie, ale i tak podskoczyliśmy od czasu do czasu); po drugie - wybrać godziny dzienne wizyty; pora wieczorna to raczej opcja dla tych, którzy lubią czasem lekko popuścić ;). Wystrój pokoju jest świetny, chociaż należy pamiętać, że to motel, także nie ma się też co spodziewać jakichś niesamowitych konstrukcji. Wbrew temu, co można czasem przeczytać, zagadki są naprawdę porządnie opracowane i logiczne, my mieliśmy tylko jeden mały problem, wynikający z przyzwyczajenia do tego, że pewnych rzeczy w Escape Roomach raczej się nie rusza (UWAGA: nie, nie trzeba na siłę zrywać tapet). Uważam również, że - co do zasady - pokój JEST "odpowiednio" liniowy. Na pewno nie jest tak, że absolutnie nie wiadomo, za co się wziąć, choć na pewno przyda się sensowne doświadczenie. Ważną sprawą jest to, że dłuższy niż standardowy czas na przejście pokoju to kwestia przede wszystkim "stresowa". Niektóre zadania wymagają pewnej ręki, która może czasem zadrżeć z różnych przyczyn. Jeśli wybierzecie wersję "spokojniejszą", to w miarę doświadczona grupa (powiedzmy - taka, która już "zrobiła" warszawską topkę) powinna poradzić sobie z pokojem w ok. godzinę (nam się udało, a byliśmy tylko w dwie osoby - zresztą uważam, że cztery to już byłby tłok). System podpowiedzi/ostrzeżeń jest raczej nieinwazyjny, choć pewnie może wyrwać z immersji co bardziej wczutych. Jeśli jesteście fanami ciekawych, w miarę skomplikowanych (ale NIEPRZEKOMBINOWANYCH) zagadek, to powinniście być zadowoleni. Do tego po wszystkim - jak czas da - można sobie pogadać z Mistrzem gry i poznać trochę sekretów, co jest mega fajne. Bardzo polecamy i już nie możemy się doczekać na kolejne pokoje w tej lokalizacji, a mają być dwa :).

To był nasz ostatni (na razie) pokój w Czarnym kocie i muszę powiedzieć, że było to bardzo ciekawe i przyjemne doświadczenie. Jest to trochę co innego niż pozostałe pokoje w tej lokalizacji, ale zdecydowanie nie w sensie pejoratywnym. Pokój jest mocno nieliniowy, co spodoba się nieco większym grupom, ale nas też to ujęło, bo mogliśmy w spokoju (w dwie osoby) pracować sobie nad kilkoma zagadkami na raz. Zdecydowanie jest tu więcej łączenia wątków i kombinowania logicznego niż technicznych wihajstrów - to trochę taki oldschool, ale w bardzo dobrym stylu. Jeżeli znajdujecie się w tego typu wyzwaniach, to pokój faktycznie może wydawać się dość łatwy; natomiast drużyny przyzwyczajone do najnowszych trendów mogą mieć tutaj czasem nie lada zgryz, bo - jak wspomniałem - pokój jest nieliniowy i natężenie zagadek może być sporym wyzwaniem :).

Byliśmy świadomi, że pokój jest łatwy, ale chcemy "zaliczyć" wszystko w Czarnym kocie, więc trzeba było wpaść i tu. "Łatwy" nie oznacza na szczęście "nudny" - pokój jest odpowiednio zaawansowany technicznie, zagadki są dość proste, ale mechanizmy cieszą jak zawsze, więc za to ogromny plus. Warto wskazać, że pokój jest ZDECYDOWANIE przeznaczony dla osób dorosłych, a i też nie wszystkich, bowiem niektórzy mogliby go uznać za mocno wulgarny - ale taka jest konwencja i należy z tym handlować. Dwie doświadczone osoby poradzą sobie z zagadkami w jakieś +/- 30 minut, więc najsensowniej wziąć sobie Sex Room na rozgrzewkę, a potem skoczyć w Kocie do czegoś bardziej wymagającego. My po dłuższej przerwie byliśmy zadowoleni.

Na wstępie napiszę, że wybraliśmy wersję bez aktora i bardzo się z tego cieszymy, bo dzięki temu wyszliśmy z pokoju w czystych spodniach. Absolutnie nie jest to pokój dla ludzi o słabych nerwach - nawet w wersji bez aktora trzeba mocno sobie wmawiać, że to nie dzieje się naprawdę - zwłaszcza na późniejszych etapach gry. Nie jest to pokój dla wszystkich - polecamy zdrowy dystans do rzeczywistości i jeśli nie chcecie trochę się "pobrudzić", to lepiej odwiedzić inny pokój z oferty Black Cat. Poza tym - klimat na "stopro", zagadki spokojnie do przeskoczenia dla średniozaawansowanej grupy, a jeśli myślicie o wyprawie we dwójkę, to polecamy, bo jest co robić, ale raczej nie będzie frustracji płynącej z zablokowania się. My wzięliśmy tylko jedną podpowiedź, a po czasie okazało się, że po prostu nie przyłożyliśmy się odpowiednio do jednego z zadań i w zasadzie nie musieliśmy jej brać. Bardzo polecamy, choć - powtórzę - raczej dla tych lubujących się w pokojach horrorowych. Kolejny świetny pokój w ofercie "Czarnego kota".

Na początek od razu wyjaśnienie tego "(prawie)" - otóż bardzo długo zwlekaliśmy z wizytą w tym pokoju, bo chodzimy we dwójkę, a doświadczona para escaperów powiedziała nam, że w dwie osoby ten pokój może być ciężki. Po wczorajszej wizycie musimy jednak stwierdzić, że w dwie osoby grało nam się wyśmienicie i - jeśli również chodzicie parą - to nie macie co się bać.
Pokój (czy to nadal tylko "pokój"?) jest świetny, wystrój i immersja na maksa, do tego zagadki są na tyle liniowe, że czujemy sens tego co robimy, a jednocześnie każda z (w naszym przypadku dwóch) osób może zajmować się czymś nieco innym, wspólnie pracując na sukces. Polecamy wersję z dwoma aktorami. Sami mamy lekki problem z aktorskimi escape roomami, bo czasem od graczy wymaga się poziomu immersji niczym na LARPie, a nie każdy ma na to ochotę, jednak w tym przypadku odpowiednie sceny wypadały bardzo naturalnie i adrenalina naprawdę solidnie skakała.
Na ten moment, zdecydowanie polska topka, a w Black Cat to już drugi pokój, który zrobił na nas duże wrażenie. Bardzo polecamy :).

Uważamy się za całkiem doświadczonych ucieczkowiczów (ok. 30 pokojów na koncie), ale Opuszczony hotel rozwalił nas na łopatki. Klimat, wystrój, jakość zagadek czy rozwiązania techniczne, jakie spotkaliśmy na miejscu sprawiły, że jest to na ten moment nasz ABSOLUTNY numer jeden na rynku i będziemy go polecać każdemu... no, może poza tymi najbardziej strachliwymi, bo my sami - pomimo rezygnacji z udziału aktora - chodziliśmy na palcach przez większość rozgrywki. Totalny numer jeden na naszej liście i na pewno wrócimy po więcej, chociaż nasze życie już nigdy może nie być takie samo... ;).

To był nasz pierwszy pokój z oferty Czarnego kota i teraz już wiemy, że na pewno nie ostatni. Pokój prezentuje świetny miks rozwiązań klasycznych i nowoczesnych - jest trochę kłódek, co "w tych czasach" może dziwić, ale rozwiązywanie kolejnych zagadek sprawia, że kunszt twórców coraz mocniej wychodzi na wierzch, a końcówka po prostu nas rozwaliła - po raz pierwszy od dawna byliśmy TOTALNIE zaskoczeni finałowym "przeciągnięciem". Jedyny minus to 1-2 zagadki, które po prostu "są" - do ich rozwiązania nie wiedzie jakaś konkretna wskazówka, tylko robimy je "na czuja". Absolutnie nie odbiera to satysfakcji z gry, ale leciutko wybija z rytmu, bo człowiek zastanawia się, czy czegoś nie przeoczył i nie "oszukał" systemu ;). Niemniej, niebawem robimy resztę.
BTW - byliśmy w dwie osoby, wyszliśmy, potrzebowaliśmy dwóch wskazówek, choć w jednym przypadku coś sobie po prostu ubzduraliśmy ;).

Na początku powiem, że pokój odwiedziliśmy we dwójkę, będąc w pełnej świadomości tego, że to może być nienajlepszy pomysł... Na szczęście okazało się, że jednak nie był ;).
Pokój jest faktycznie dość trudny i nietypowy - jeśli ktoś przyzwyczajony jest do w pełni liniowych pokoi, gdzie zagadki rozwiązuje się jedna po drogiej i zapomina o nich, to warto zmienić nastawienie. Jedyne, co byśmy zmienili w tej atrakcji to... zawiasy w szafkach. Lekko powyginane drzwiczki sprawiają wrażenie, że wchodzimy do stareńkiego pokoju, który niczym nas nie zaskoczy. Nic bardziej mylnego. Pod każdym kątem pokój jest dopracowany technicznie, zagadki - jak wspomniałem - są dość wymagające, ale logiczne. Automatyzacja robi świetne wrażenie, choć czasem potrafi zrobić psikusa niecierpliwym. Miejscówka zdecydowanie dla bardziej doświadczonych, ale robi robotę i satysfakcja po wyjściu o czasie jest bardzo wysoka :).

Po Sztukmistrzu i Majach trafiliśmy wreszcie do Łodzi i ponownie jesteśmy bardzo zadowoleni. Klimat pokoju jest nieziemski, trzeba się trochę rozpędzić, żeby zacząć szybciej łapać motyw zagadek w nim panujący, ale - kiedy człowiek jest już na właściwym torze - klimat kopie z siłą pijanego osła. Dla nas poziom zagadek był na idealnym poziomie: były na tyle "łatwe", że wszystkie poza jedną ogarnęliśmy bez podpowiedzi, ale na tyle trudne, że mieliśmy ogromną satysfakcję w momencie znalezienia ich rozwiązania. Duży plus za to, że wszystko trzyma się tu kupy oraz za świetne rozwiązania techniczne, które nas zaskoczyły nawet pomimo tego, że mamy już za sobą 20+ pokoi. Bardzo polecam :).

Pomimo tego, że w tym miejscu "Sztukmistrz" jest lepiej oceniany, to w "Tajemnicy świątyni..." bawiliśmy się lepiej - może też dlatego, że lubimy pokoje przygodowe. Pokój przechodziliśmy w dwie osoby, udało nam się uniknąć podpowiedzi... do momentu finalnej zagadki, gdzie trochę przygięła nas presja czasu. Niemniej, pokój zaprojektowany jest świetnie, mechanizmy są bardzo interesujące, a doświadczenie zapadające w pamięć. WAŻNA UWAGA: pokój w duże mierze jest nieliniowy, więc jeśli wolicie inny typ, to możecie się tu trochę pogubić na początku - tak jak my ;). Podobało nam się bardzo, na pewno zaliczymy ostatni pokój w tej lokalizacji :).