Pokój z naciskiem na współpracę, sporo zagadek jak na taką małą przestrzeń. Dobry test dla początkujących, ale i pary z doświadczeniem mogą być mile zaskoczone.
Spontaniczna wizyta w celi śmierci okazała się całkiem fajnym przeżyciem- na szczęście przeżyciem ;) W pokoju ważna jest współpraca, zagadki na różnym poziomie bardzo w porządku (jedynie jedna "instrukcja" dość myląca).
Bawiliśmy się dobrze. Śmiało polecam się zamknąć. Byliśmy we dwoje i to wystarczyło.
Ten pokój uświadomił mi, jak ważna jest nie tylko oryginalność zagadek, ale także forma ich rozwiazywania. To nie gra z klasycznym schematem: zagadka, drzwi, kolejny pokój. To również nie miejsce, które stawia na efekty specjalne czy widowiskowy wystrój. Tutaj gra toczy się w innym schemacie - od początku do końca przebywamy osobno, zamknięci w skrzyniach. Cała zabawa opiera się na precyzyjnej komunikacji i wzajemnym opisie tego, co widzimy. Mimo bardzo ograniczonej przestrzeni, gra jest wciągająca, a rozwiązywanie zagadek daje dużą satysfakcję. Mieliśmy pewne obawy, że w skrzyniach może być duszno lub niewygodnie, ale w trakcie gry nie odczuliśmy żadnego dyskomfortu.
To zupełnie inny pokój niż pozostałe 11, które miałem okazję odwiedzić. Z czystym sumieniem polecam!
Wybraliśmy się we trójkę, pełni entuzjazmu, by zanurzyć się w fabułę i poczuć prawdziwą przygodę. Zamiast porywającej historii, dostaliśmy coś w rodzaju „fabuły dla zasady” – niby jest, ale szybko się ulatnia i nie prowadzi nas przez grę. Trochę jak trailer filmu, w którym najciekawsza część to sama zapowiedź. Ale żeby nie było aż tak gorzko – są też jasne punkty, choć przyćmione przez spore niedoróbki. Oto nasza opowieść o pokoju, który miał potencjał, ale trochę się pogubił w realizacji.
Scenografia – ciekawy motyw i niewykorzystany urok
Pokój nie jest zupełnie pozbawiony klimatu: motyw elektrycznego krzesła wygląda całkiem intrygująco, a parę elementów potrafi zaciekawić i zbudować nastrój. Niestety, na tym kończy się zachwyt. W wielu miejscach wieje nudą, minimalizmem i – co gorsza – zwykłym niedbalstwem. Walały się śmieci, brudne papierki, a część rekwizytów wyglądała, jakby dawno prosiła o emeryturę a po części z nich chciałby się umyć ręce. Z takiego połączenia trudno ulepić „wow”. Zamiast wciągającego świata gry, mamy raczej dekoracyjną fasadę, której rozbabrane zakamarki potrafią szybko wybić z klimatu.
Zagadki – ciekawie… dopóki coś nie przestaje działać
Z pozoru jest nieźle: kilka łamigłówek naprawdę da się polubić, bo mają w sobie odrobinę kreatywności. Gra wymaga od nas współpracy i początek gry na prawdę robi super wprowadzenie. Niestety, na każdym kroku napotkaliśmy na przeszkody, które nie były częścią gry, a raczej jej błędem:
1) Niewidoczny efekt – Rozwiązać coś i nie zauważyć, że w ogóle ruszyło… to dość niecodzienne. Tutaj tak się stało, bo jeden element skutecznie zasłaniał pojawiające się wskazówki.
2) Źle opracowana łamigłówka – Zamiast jednego, logicznego rozwiązania, można było dojść do kilku odpowiedzi, co wprowadzało sporo zamętu i marnowało czas
3) Odpadająca ściana – Dosłownie. W pewnym momencie, kiedy szukaliśmy ukrytego elementu, kawałek konstrukcji zaczął się po prostu odklejać. To nie tylko psuło klimat, ale też rodziło pytanie, czy nie uszkodzimy czegoś bardziej.
Krótko mówiąc, pod względem zagadek sam pomysł bywa niezły, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Trochę tak, jakby pokój wręcz prosił się o solidny przegląd i naprawy.
Mistrz Gry – czy ktoś wie, co tu się dzieje?
W teorii Mistrz Gry to ktoś, kto czuwa nad całością i w razie potrzeby wyciąga pomocną dłoń z podpowiedzią. W praktyce mieliśmy wrażenie, że prowadzący sam potrzebuje pomocy w ogarnięciu, co się aktualnie dzieje w pokoju. Kiedy poprosiliśmy o wskazówkę, pierwsze pytanie brzmiało: „A na jakim etapie w ogóle jesteście?”. Trudno tu mówić o profesjonalnym wsparciu i zaangażowaniu – raczej zwykłe „odpalam Wam nagranie i bawcie się dobrze”.
Niefajnym akcentem był też telefon po grze z pytaniem, gdzie zostawiliśmy klucz. Rozumiem, że można czegoś szukać, ale w tle leciały niecenzuralne bluzgi drugiego pracownika – wrażenie profesjonalizmu spada do zera. (klucz położyliśmy w widocznym miejscu i po telefonie dokładnie określiliśmy jego miejsce).
Ogólnie sam pracownik na miejscu był bardzo miły i sympatyczny ale określiłbym go jako "pracownik obsługujący pokój" niż "Mistrz gry".
BHP – kable i drabina grozy
Wreszcie najważniejsza kwestia: bezpieczeństwo.
Nie chcę brzmieć jak przewrażliwiony gracz, ale przy wejściu po chybotliwej drabinie z zasłoniętymi oczami naprawdę można nabawić się kontuzji i zaliczyć bolesny upadek. Jeśli dodamy do tego zdezelowane kable, które mamy połączyć z prądowymi elementami zagadek to dość szybko przychodzi refleksja, że mogłoby być znacznie bezpieczniej. Niby trochę dreszczyku emocji jest w każdej przygodzie, ale raczej nie tego rodzaju wrażeń oczekujemy. Mam nadzieję, że została już dokręcona od naszej wizyty.
Podsumowanie – pomysł jest, wykonanie kuleje
Ten pokój to mieszanka fajnych, choć przykurzonych pomysłów i widocznych niedociągnięć. Nie jest tragicznie – można się pobawić, o ile przymknie się oko trochę niedociągnięć. Z przykrością muszę stwierdzić, że w porównaniu z innymi wrocławskimi markami pokój ten wypada blado – w stolicy Dolnego Śląska wyraźnie obowiązują wyższe standardy.
Trzymam kciuki, by ekipa wzięła sobie do serca uwagi i gruntownie odświeżyła pokój – bo pod powierzchnią wszystkich usterek kryje się na prawdę fajny potencjał! Na razie jednak trudno uznać tę przygodę za coś, co zostanie z nami na długo. No, chyba że w formie opowieści „jak mogłoby być fajnie, gdyby…”.
Myślę, że świeżo po otwarciu pokój musiał być nie lada gratką, tym bardziej dla fanów serialu, aczkolwiek widać że od tego momentu upłynęło baardzo dużo czasu i że baardzo wiele grup już ten pokój zdążyło odwiedzić. Jeden z najbardziej wysłużonych pokoi, do których miałem przyjemność się wybrać. Jedna zagadka rozwiązała się sama, wystarczyło dosłownie dotknąć element za nią odpowiedzialny, kolejna zadziałała przy losowym jej ułożeniu, a jeszcze inna zadziałała zdecydowanie za wcześnie, dostarczając nam masę elementów do różnych rzeczy, których nie byliśmy fizycznie na ten moment w stanie zrobić. Skończyło się tak że połowę pokoju zrobiliśmy w teoretycznie nieodpowiedniej kolejności.
Plus za jeden wcześniej nigdzie niespotkany wcześniej przez nas pomysł i autentyczność rekwizytów, dzięki którym klimat nadal można było uznać za całkiem przyzwoity pomimo tego że wiele elementów było mocno podniszczonych. Jednak całkowicie absurdalna w stosunku do tego co oferuje rozgrywka jest jej cena, za bardzo niewielką dopłatą można wybrać się do pozycji ze średniej bądź nawet średnio-wyższej jak na Wrocław półki. Mistrz gry sympatyczny i profesjonalny.