Pokój z kategorii magicznych. W porównaniu z innymi rozegranymi przez nas escapami w takiej tematyce, ten prezentuje się skromniej w scenografii i dekoracjach. Nie znaczy to jednak, że jest źle – to co jest poprawnie oddaje motyw przewodni. Warto też zaznaczyć, że pomimo pojedynczych, drobnych nawiązań, nie jest to escape z kategorii potterowych. W zagadkach wyłącznie elektromechanika i manuale. Bez straty dla scenariusza (bo jest tu co robić), warto by rozważyć dodanie bardziej oczywistych wskazówek do dwóch rozwiązań, bo na ten czas są trochę mało intuicyjne [PM]. Analogicznie jak w sąsiedniej Kryjówce, przydałaby się również jakaś ścieżka dźwiękowa w tle. Obsługa MG bez zarzutu.
Mieliśmy okazję zagrać w dwóch pokojach bielskiego Arcade Bee, którego siedziba zlokalizowana jest w centrum handlowym. Escapy stanowią część dostępnej oferty, więc po przybyciu można trafić na niemałą liczbę osób czekających na inne formy rozrywki. Obsługa grup działa jednak bez żadnego zarzutu – szybko zostaliśmy przekierowani do MG, którzy uważnie śledzili potem naszą grę. Pokój okazał się pozytywnym zaskoczeniem. Tematyka, jak na escapy, jest dość niszowa i nawiązuje do historii o Janosiku. Zagadki oparte wyłącznie o rozwiązania elektromechaniczne i manualne, w liczbie niemałej dla dwóch osób. Klimat według mnie jest bezbłędny, pokój ma w sobie coś frapującego. Odkryty sufit i widoczność szybu wentylacyjnego nam nie przeszkadzała, przydałaby się jednak jakaś ścieżka dźwiękowa w tle. Warto zajrzeć.
Jako częsty pasażer pojazdów szynowych jestem dosyć ciekaw, jak się potoczy przyszłość tego rodzaju transportu, a TLK Interstellar obiecało to zademonstrować. Cóż, ten konkretny pociąg wygląda jak hybryda basenowej szatni ze statkiem kosmicznym Przybyszów z Matplanety, więc pod względem estetycznym w gwiazdy mnie kompletnie nie wystrzeliło. Historia jest za to całkiem ciekawa, gdyż nasza podróż na Księżyc jest okraszona humorem i pełna niespodzianek — w dodatku trochę ciekawszych niż brak warsa czy dwugodzinny postój techniczny pod Iławą. Ogólnie atmosfera pokoju była rozrzedzona jak szpitalny rosołek, ale przy locie w kosmos można się było tego trochę spodziewać.
Zagadki:
Kolorowe i w większości dosyć logiczne, ale efekty ich rozwiązywania były tak ciche i subtelne, że mogłyby zostać zagłuszone przez kroki małego pajączka w ciepłych kapciach — przy odgłosach rozwrzeszczanego pawiana, jakim się staję w momentach ekscytacji, już w ogóle nie miały szansę na przykucie naszej uwagi. Większość trudności pokoju wynikała z konieczności ciągłej inwentaryzacji stanu wnętrza i pamiętania o kontroli wszystkich znalezionych elementów, ale gdy już się zlokalizowało łamigłówkę, to jej rozwiązanie zajmowało nam mniej więcej tyle czasu co ułożenie windowsowego pasjansa urzędnikowi z 20-letnim stażem. Wyjątkiem była jedna zagadka, przy której jedyne co mogliśmy zrobić to odpalić srogie przeklinanie, licząc, że może uruchomi to jakąś techniczną magię niczym windę z “Seksmisji”. Albo rozwiązanie było zupełnie wyprane z logiki, albo kable były zupełnie obdarte z izolacji, ale wynik jest taki, że przebrnęliśmy przez to tylko za pomocą farta i uporu.
Wrażenia:
Trochę narzekam, bo pewnie podświadomie potrzebuję gdzieś wyładować stresy dnia codziennego, ale trzeba przyznać, że pokój spełniał swoją rolę rozrywkową całkiem dobrze. Na dodatek najbliższa okolica obfituje w atrakcje niczym polska plaża w parawany. Po grze poszliśmy sobie na cymbergaja i shuffleboarda, a ArcadeBee posiada jeszcze całą flotyllę różnych atrakcji, których nie mieliśmy okazji poznać. Wrażenia okołopokojowe mogą więc być niesamowicie pozytywne!
Ogólnie:
Nie najlepiej, nie najgorzej, czasem coś nie działa, ale ogólnie można się dokołatać do celu — esencja TLK została tu wydestylowana idealnie! Sam pokój to taki pozytywny średniak, idealny dla młodszej widowni albo mniej doświadczonych grupek. Polecam wpleść ten escape room w dłuższą wizytę w tej lokalizacji i może z tego wyjść naprawdę udane popołudnie!
Po fajnym Interstellarze poszliśmy od razu do kolejnego pokoju w Arcade Bee. W sumie to żałujemy tej decyzji, choć sam początek był super!
Wystrój o niebo bogatszy i trzymający klimat (nie licząc przewodów wentylacyjnych na suficie zalepionych srebrną taśmą - to nie statek kosmiczny, a zamczysko!); reszta scenografii to co najmniej mocne 8/10, jak nie lepiej. Jest jednak parę "ale".
Po pierwsze, nie ma tu żadnego wyciszenia, przez co słyszeliśmy głośną muzykę w klubie, m.in. "Czarne oczy" Ivana i Delfina... Nie sposób wejść dobrze w grę i skupić się na zabawie. Tym bardziej, że pokój jest trudny, a jeszcze 1 czy 2 mechanizmy ponownie (po Interstellarze) nie zadziałały od razu.
Poza tym chyba trzecia główna zagadka była na tyle nielogiczna, że aż spytaliśmy, jak można to odgadnąć. MG stwierdził, że... odpowiedź jest Harrym Potterze! Na uwagę, że nie każdy musiał go oglądać czy czytać, usłyszeliśmy "tak, jesteśmy świadomi tej niedogodności, pracujemy nad tą zagadką żeby była bardziej logiczna".
W połowie zabawy czuło się ogólną niemoc i frustrację, aż się nie chciało kontynuować. Aha, w środku jest bardzo duszno. Mimo tego udało nam się wyjść na niecałe 3 min przed końcem.
Szkoda, bo włożono tu sporo pracy, zagadki są trudne, ciekawe, ale niektóre zupełnie nieprzemyślane. Do tego dochodzi brak wyciszenia i psujący scenografię szyb wentylacyjny.
Dla mnie i mojej Żony był to pierwszy
ER od jakiś 8 msc. Był to też nasz pierwszy kontakt z Arcade Bee. Udaliśmy się tu ze względu na najlepszą ocenę i chwytliwą nazwę, choć wiedzieliśmy, że to tylko luźne nawiązanie do jednego z naszych ulubionych filmów.
Nie było źle, momentami nawet bardzo fajnie. Wiele zagadek przemyślanych, niektóre dość trudne, choć cały pokój stosunkowo łatwy.
Wystrój dość ubogi, ale jest OK, choć na pierwszy rzut oka przypomina szatnię piłkarską niż pokład pasażerskiego wahadłowca, którym udajemy się na Księżyc. MG bardzo dobrze wywiązywał się ze swojej roli, kilka razy prosiliśmy go o pomoc.
Niestety w jednym, a może dwóch przypadkach nie zadziałał pewien mechanizm, co nas trochę zbiło z tropu i dopiero podpowiedź MG skierowała nas z powrotem na właściwe tory. Mimo to i tak zdążyliśmy wyjść z pokoju na prawie 9 min przed czasem, gdyby nie pewne problemy techniczne może udałoby się na 15.