Krzysztof  Z.

    Krzysztof Z.

    Po 4-letniej przerwie wracam do escapowania! Aktualnie mam lekko ponad 100 pokojów, więc czuję się już dosyć kompetentny w tym co piszę :) Lockme wprowadził... [więcej]

    Odwiedzone pokoje:
    116

    Planowane pokoje:
    0

    Poziom:
    Przewodnik

    Punkty:
    370

    300
    370 pkt
    999

    Wróć do pełnej listy opinii

    Pokój Greya
    Pokój Greya

    Ucieczka z sex-shopu

    7.05.2017 | data wizyty: 18.02.2017

    Klimat:

    Wiecie, że “Pięćdziesiąt twarzy Greya” powstawało pierwotnie jako fanfiction sagi “Zmierzch”? Ten fakt mi wystarczył, by nie czytać i nie oglądać tego tytułu, ale chyba jak większość populacji wiem mniej więcej o czym jest. Christian Grey to zadbany facet z wyższej półki; człowiek sukcesu, którego jedynym odstępstwem od salonowej kultury jest zamiłowanie do BDSM. Pomieszczenie należące do takiego jegomościa powinno więc teoretycznie być pełne klasy i profesjonalizmu, może z dodatkiem paru pejczy i bacików na ścianach. Fani serii na pewno więc się rozczarują, gdyż miejsce rozgrywki wygląda po prostu jak zwykły sexshop. Szczególnie rażą sztuczne genitalia (w większości męskie), które występują w ilościach hurtowych - czyżby głównemu bohaterowi coś wyrwano, że potrzebuje tylu substytutów? W pokoju oczywiście znajdziemy też kajdanki, łańcuchy i szpicruty, ale giną przygniecione przez całą masę pospolitszych gadżetów erotycznych.

    Specyficzny klimat został więc całkowicie rozrzedzony i zastąpiony powszedniością. Niestety, ale historii także żadnej nie ma - jak w przypadku wielu pokojów zaczyna się ona i kończy na wstępniaku fabularnym. Tutaj boli to nieco bardziej niż zwykle, bo w końcu escape brał inspirację z książki…A ostatecznie niezbyt dobrze ją widać.

    Trudność:

    Początek rozgrywki zapowiadał się bardzo dobrze, gdyż pierwsze wyzwanie było naprawdę interesujące. Późniejsze zagadki także były kreatywnie zrobione i dość nietypowe, chociaż chwilami miałem wrażenie, że logika nie jest do końca dograna a powiązania pomiędzy niektórymi elementami były zbyt wyszukane. Żadna z nich nie była niesamowicie ciężka, ale zajmowała odpowiednią ilość czasu. Tak więc pod względem technicznym łamigłówki są w porządku, ale należy pamiętać, że ich...hmm...otoczka wizualna definitywnie nie jest dla każdego.


    Wrażenia:

    Mam szczerą nadzieję, że już nigdy w życiu nie zobaczę tyle penisów w jednym pomieszczeniu, bo po wyjściu z pokoju miałem przez pół godziny falliczne mroczki przed oczami. A poza tym, to raczej nic mi w pamięci szczególnie nie zapadło. Ot, raz tylko udało nam się otworzyć panel, za którym się znajdowała pokaźna część elektroniki pomieszczenia - trochę dziwne, biorąc pod uwagę, że pokój był dość nowy w chwili, gdy przychodziliśmy.

    Ogólnie:

    Escape roomy o tematyce seksualnej zawsze mnie nieco intrygowały, bo zastanawiałem się w jaki sposób są w stanie na siebie zarobić. Nie każdy przecież jest na tyle bezpruderyjny, by wybierać się w takie miejsca, a dodatkowo z puli potencjalnych klientów są automatycznie “wycinane” grupy rodzinne i posiadające osoby niepełnoletnie. Dragon Escape postawił więc na pokój bazowany na popularnej franczyźnie, co w teorii mogło zwabić sporo klientów. Niestety, jeżeli takie jest założenie, to najważniejsza część pokoju - klimat - nie za bardzo się nie udał. Grey pozostaje dobrą pozycją i może nawet wznosi się leciutko ponad przeciętność, ale trzeba pamiętać, by wchodzić do niego z otwartym umysłem.
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 8/10

    Obsługa: 9/10

    Klimat: 6/10

    Poziom trudności: Średni

    The Exorcism
    The Exorcism

    Zdumiewająco dobry

    4.05.2017 | data wizyty: 25.01.2017

    Klimat:

    Jeżeli ktoś oglądał legendarnego “Egzorcystę” bądź widział któryś z jego licznych klonów, to mniej więcej wie, co można zastać w tym pokoju. Mamy bardzo ciemną izdebkę, na łóżku leży szkaradna dziewczynka (bo demony są seksistowskie i zawsze opętują kobiety), a my musimy wypędzić z niej siłę nieczystą. Twórcy postarali się w pokoju o kilka “straszków”, więc można w trakcie rozgrywki parę razy zobaczyć fizyczne manifestacje diabelskich mocy. Raczej nie ma tu nic przerażającego, ale atmosfera niepokoju jest całkiem dobrze utrzymana.

    Trudność:

    Zagadki nie są przesadnie ciężkie, ale czasami konieczność dostrzeżenia czegoś w mrocznym pomieszczeniu może okazać się sporą przeszkodą na drodze do szybkiego wyjścia. Dodatkowo jedna łamigłówka posiada małego twista, który może skutecznie zdezorganizować pracę każdej drużynie. Co do atrakcyjności - jest ok. Mamy kilka fajnych efektów i ciekawych mechanizmów, więc nikt się tutaj nie powinien nudzić:)

    Wrażenia:

    Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiego profesjonalizmu przy wykonaniu pomieszczenia - byłem bardzo pozytywnie zaskoczony! Poza atrakcyjną lokalizacją atutem firmy jest dostosowanie ceny pokoju do ilości graczy, dzięki czemu nawet mniejsze teamy mogą sobie pozwolić na odwiedziny.

    Ogólnie:

    Przy wyborze pokojów zawsze sugeruję się ich pozycją w rankingu lockme, więc do escaperooms.pl nie planowałem zawitać za szybko, bo umiejscowienie poza top 50 trochę mnie odrzucało. Zapomniałem jednak, że 50-te miejsce w takim mieście jak Warszawa wcale nie musi oznaczać bylejakości. Pokój został dobrze przygotowany i w mniejszych miastach miałby spore szanse znaleźć się w pierwszej piątce. W Warszawie także jest solidną opcją, a chociaż konkurencja w centrum jest potężna, to nie powinniście być nim rozczarowani:)
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 10/10

    Obsługa: 10/10

    Klimat: 10/10

    Poziom trudności: Trudny

    5 Morderstw
    5 Morderstw

    Nie liczy się wielkość!

    3.05.2017 | data wizyty: 31.12.2016

    Klimat:

    Pokoik jest malutki i to zapewne tylko z tego powodu został ograniczony do dwóch osób, ale posiada przy okazji całkiem rozwiniętą fabułę, która jest jedną z najlepszych opowieści jakie spotkałem w escape roomach. Historia staje się tutaj naprawdę mocnym atutem i można się pokusić o odwiedzenie “5 morderstw” choćby tylko dla niej - nie jest to światowej klasy majstersztyk, ale wzbija się nad escapowe standardy niczym F-117 Nighthawk. Pomysł jest ciekawy, realizacja nie najgorsza, a opowiastka została ze mną po wyjściu z pomieszczenia. To naprawdę dużo!

    Trudność:

    Zagadki nie są zbyt ciężkie, bo ciężkie być nie mogą - w dwuosobowym składzie rozgrywka jest i tak utrudniona, nawet w tak małym pomieszczeniu jak te. Poziom trudności został dobrany umiejętnie, więc pokój dostarczył nam odpowiedniego wyzwania, a łamigłówki były różnorodne i kreatywne, zapewniając naprawdę sporo satysfakcji. Żadna dwójka nie powinna mieć tutaj nadmiernych problemów.

    Wrażenia :

    Mieliśmy moment sporej frustracji przy jednej zagadce, bo najwyraźniej komuś z poprzedniej grupy spodobała się pewna bardzo ważna jej część - na tyle, że postanowił z nią pójść do domu. Teoretycznie nie blokowało to progresu, ale w praktyce naturalne wpadnięcie na rozwiązanie byłoby tylko możliwe przy posiadaniu mocy parapsychicznych. Zawsze się zastanawiałem co firmy robią w takich wypadkach, bo przecież nikt nikomu rewizji osobistej po wyjściu nie zrobi. Chyba przydałaby się jakaś kopia zapasowa ważniejszych rekwizytów i ostrożność przy resetowaniu pokojów…Na szczęście poza tym jednym przypadkiem, rozgrywka przebiegała perfekcyjnie i była dla nas satysfakcjonująca.

    Ogólnie:

    Przeuroczy pokoik, z dobrze zarysowaną fabułą i ciekawymi zagadkami. To mój drugi dwuosobowy pokój w życiu i pierwszy, któremu daję 10/10. Polecam każdemu duetowi!
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 10/10

    Obsługa: 9/10

    Klimat: 10/10

    Poziom trudności: Średni

    Ucieczka z więzienia
    Ucieczka z więzienia

    Rozgrywka na dwa fronty

    3.05.2017 | data wizyty: 30.12.2016

    Wiarygodna opinia

    Klimat:

    Czas po raz kolejny uciec z więzienia! Tym razem jednak zabezpieczenia są na tyle skuteczne, że nie jesteśmy w stanie dokonać tego sami - potrzebna jest pomoc z zewnątrz. Ale od czego są nasze dobre ziomki?

    Pokój oferuje unikatową rozgrywkę, gdyż gracze są dzieleni na dwie ekipy - ratujących i ratowanych - które rozwiązują całkiem odmienne zagadki w dwóch, różnych otoczeniach. Jedna drużyna próbuje się wydostać z pilnie strzeżonej przez lasery celi, a druga w tym czasie przekopuje się przez część biurową więzienia. Obie grupy zaczynają pracę ze swojego końca, by ostatecznie szczęśliwie spotkać się na środku, zupełnie jak Lady i Tramp przy jedzeniu spaghetti. Sama koncepcja zasługuje na wyróżnienie, ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że każda połówka pokoju może pełnić rolę osobnego escape rooma. Oba pomieszczenia są solidnie wykonane, a fabuła, chociaż bardzo prosta, jest sensowna.

    Trudność:

    Większość “stałych” drużyn escapowych posiada maksymalnie 5 członków, gdyż często pokoje nie pozwalają na większą liczbę graczy. Oznacza to, że nasza ekipa zostaje tutaj rozbita na grupy liczące 2-3 osoby, co z pewnością stanie się wyzwaniem nawet dla najbardziej doświadczonych ekip (chyba, że zasilą się dodatkowymi ludźmi). Współpraca między obydwoma zespołami jest ważna, ale zadania przeważnie nie wymagają pomocy z zewnątrz/wewnątrz i często będziemy musieli je rozwiązać w osłabionym składzie. Zagadki nie są w sumie niesamowicie fascynujące (przynajmniej te w części więziennej mnie nie urzekły), ale wprowadzony twist sprawia, że rozgrywka i tak staje się bardzo ekscytująca. Z krótkiego przejrzenia części biurowej odniosłem wrażenie, że tam łamigłówki są o wiele ciekawsze, lecz mogę się mylić.

    Wrażenia:

    Coś zupełnie innego! Trochę ma się wrażenie, że nasi koledzy i koleżanki przebywają w innym pokoju. Dostajemy tutaj ciekawą opcję zagrania po raz drugi poprzez zamienienie stron - to pierwszy escape jaki znam, który nie traci kompletnie świeżości po jednorazowym przejściu. Co prawda część zagadek będzie już znana i zespoilerowana, ale spokojnie wyciśniemy stąd jeszcze sporo frajdy. Nie jest to pewnie rozwiązanie dla każdego, ale jeżeli kończą Wam się pokoje do odwiedzenia, może być to ciekawy pomysł.

    Ogólnie:

    Pokój nastraja bardzo pozytywnie. Każda połówka pokoju to niezły escape sam w sobie, a razem są jak yin-yang i gwarantują dobre przeżycia. Sama idea pomieszczenia jest atrakcyjna, a skoro jego realizacja okazuje się taka udana, to będąc w Gdańsku pokój ten należy bezsprzecznie odwiedzić. Może nawet dwa razy?
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 10/10

    Obsługa: 10/10

    Klimat: 10/10

    Poziom trudności: Trudny

    Śmierć w Bractwie
    Śmierć w Bractwie

    Królestwo Chaosu

    3.05.2017 | data wizyty: 30.12.2016

    Klimat:

    Budzimy się w amerykańskim akademiku, dręczeni okrutnym kacem. W kącie stoi stół do beerponga, na ścianach wiszą winyle, gdzieś pod ścianą można znaleźć puste beczki po piwie, a wokół walają się strony Bro-kodu (by Barney Stinson). Drzwi są zamknięte, w gębie sucho, toalety nie ma - trzeba się więc stąd wydostać i to szybko, bo pęcherz nie sługa…

    Pomieszczenie jest wykonane bardzo profesjonalnie i sprawia wrażenie świetnego miejsca na szaloną imprezę - pod tym względem należy się piąteczka dla Twórców. Beztroski bałagan to jednak tylko pozory, bo w środku kryje się coś jeszcze...Co takiego? Cóż, tego nie napiszę, ale jeżeli jeszcze nie zobaczyliście wielkiego spoilera w samej nazwie pokoju, to zasługujecie w 100% na tę niespodziankę;)

    Trudność:

    Łamigłówki w escape roomach mogą być ciężkie do rozwiązania z różnych powodów. Czasami potrzebna jest solidna doza ostrego główkowania i łączenia faktów. A kiedy indziej rozwiązanie jest ukryte w gąszczu niejasnych wskazówek i pokrętnej logiki. Tutaj niestety mamy do czynienia z tym drugim wariantem. Zagadki mają widoczny algorytm rozwiązywania, ale problem w tym, że alternatywne sposoby mają równie dużo (albo nawet więcej) sensu, więc ostatecznie wiele razy musieliśmy zastosować metodę prób i błędów. Przyznam, że łamigłówki zostały dobrze podciągnięte pod atmosferę pokoju - jednak czasem jak się coś za mocno pociągnie, to można najzwyczajniej w świecie przegiąć...W rezultacie w Bractwie spotkamy sporą liczbę bardzo klimatycznych, lecz dość nudnych zadań, takich jak rozwiązywanie równań, liczenie przedmiotów czy układanie puzzli. Dla mnie zagadki w escape roomach mają o wiele wyższą wagę niż ich otoczenie, więc jakoś nie potrafię pokochać pokojów, które mają inne priorytety:(

    Wrażenia:

    W trakcie rozgrywki panował spory chaos, a Mistrz Gry odwiedzał nas w pokoju aż dwukrotnie. Pierwszy raz był spowodowany lekką dezorganizacją, bo przy zaliczaniu trzech pokoi na raz trochę nam się wszystkim poprzestawiała kolejność i zamiast do Więzienia trafiliśmy właśnie do Bractwa. Za drugim razem potrzebowaliśmy pomocy z jednym mechanizmem, który nie działał tak, jak byśmy tego pragnęli. Ale za te wszystkie problemy dostaliśmy voucher na “5 morderstw” (zaznaczam, że to tylko nazwa pokoju), który z radością przyjęliśmy. Szkoda, że rozgrywka nie przebiegała bardzo płynnie, ale dobrze, że obsługa potrafi takie problemy odpowiednio zrekompensować.


    Ogólnie:

    To mój drugi pokój w escapowej karierze, którego tematem przewodnim była gruba biba. Nieistniejący już Kac Szczecin oferował bardzo zbliżone przeżycia fabularne i także wstawiał chaos w miejsca, gdzie powinna królować logika, przez co nie zapałałem do niego miłością. Z Bractwem jest podobnie - po prostu nie lubię zagadek, w których nie ma przejrzystego rozwiązania. Być może po prostu mój sposób myślenia nie pasuje do takich escapów albo był to nasz słabszy dzień. Pokoju niestety zbytnio nie polecam, ale jestem przekonany, że wielu osobom przypadnie on do gustu, ze względu na swoją oprawę.
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 7/10

    Obsługa: 9/10

    Klimat: 10/10

    Poziom trudności: Trudny

    Katastrofa w przestworzach
    Katastrofa w przestworzach

    Do chmur nas nie wyniosło...

    3.05.2017 | data wizyty: 30.12.2016

    Wiarygodna opinia

    Klimat:

    Historia nie należy do najgorszych, a początkiem trochę przypomina świetne "Langoliery" Stephena Kinga - lecimy samolotem, z którego nagle zniknęli piloci, co oznacza, że musimy coś z tą sytuacją zrobić. Opis rozgrywki zaczyna się co prawda od słów "Odkryj tajemnicę zaginionego samolotu", ale nie miejcie nadziei, że czegokolwiek się dowiecie pod jej koniec. Ludzie po prostu sobie wyparowali i już. Zamiast drążyć temat, lepiej pomyślmy jak uratować swoje tyłki.

    Jeżeli chodzi o warstwę wizualną, to może zabrzmi to dziwnie, ale pokój wygląda za bardzo jak...pokój. Drzwi wejściowe posiadają matowe szkło; inne mają łazienkowy otwór na dole; podłoga jest wyłożona kafelkami...Takich rzeczy raczej w samolocie się nie ujrzy. Mam wrażenie, że escape został zrobiony przy małych środkach finansowych i chociaż niektóre elementy są pomysłowe (jak np. siedzenia samochodowe na podłodze dobrze imitują te z samolotów), to przyklejone na ścianach obrazki symulujące okna czy widok z kokpitu wyglądają po prostu biednie. Pulpit sterowniczy jest świetnie i efektownie wykonany, a moment wyjścia z pomieszczenia został wkomponowany genialnie w fabułę, lecz te smaczki są za małe, by przesłonić jałowość pozostałych elementów.

    Trudność:

    Zagadki były średnio-łatwe i zrealizowane klasyczną ścieżką (czyli: przeczytaj -& znajdź kod -& otwórz kłódkę). Zastosowano tu kilka nieco bardziej kreatywnych rozwiązań, a większość z nich dotyczy obsługi pulpitu sterowniczego. Panel okazał się dla nas nieco zbyt skomplikowany i pomimo wielokrotnego czytania “Podręcznika Młodego Pilota” musieliśmy skorzystać z podpowiedzi. Cóż, przy tylu przełącznikach i światełkach można się nieco pogubić - chyba tylko stewardessy z filmów katastroficznych potrafią bezproblemowo umieścić samolot bezpiecznie na pasie startowym. Nie przekreśla to faktu, że zabawa w "kokpicie" to najsolidniejsza część pokoju, a wykonywanie szeregu instrukcji wśród tylu możliwych opcji było ciekawym wyzwaniem.

    Wrażenia:

    Lekkie rozczarowanie na starcie wywołane estetyką pokoju, bardzo fajny twist w drugiej połowie gry, finał neutralny. Największe zdziwienie przyszło po grze, bo Questrooms domyślnie nie robi zdjęć escapowiczom. Nie rozumiem dlaczego firma nie chce dawać graczom fajnej pamiątki z wyjścia, a jednocześnie zapewnić sobie dobrej reklamy na facebooku. Słyszałem dwa wyjaśnienia i żadne z nich mnie nie przekonuje. Pierwszym był fakt, że w siedzibie brakuje fajnego, wyeksponowanego logo, przy którym można zrobić zdjęcie (przecież można je doklejać do zrobionego zdjęcia, choćby nawet w MS Paincie). Drugim argumentem był...brak czasu (inne firmy jakoś sobie dają radę, a to jest jakieś 2 minuty roboty). Ostatecznie poprosiliśmy Mistrza Gry o zrobienie zdjęć naszym telefonem i na szczęście problemu z tym nie było.

    Ogólnie: Niski budżet pokoju nie powinien być przeszkodą na drodze do zabawy, lecz oferowane zagadki jakoś mnie i mojej grupy nie uniosły w przestworza. Pokój jest dość dobry, ma dość niespotykaną tematykę oraz fajny pomysł na segmentację rozgrywki, ale także nie dotrzymuje obietnic fabularnych i nie ekscytuje aż tak mocno zagadkami. Jest to solidna pozycja, ale przygody z Questroomsami nie zaczynałbym od niej.
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 8/10

    Obsługa: 10/10

    Klimat: 6/10

    Poziom trudności: Średni

    Wyspa szalonego naukowca
    Wyspa szalonego naukowca

    Smutna wyspa

    8.04.2017 | data wizyty: 4.01.2017

    Klimat: Nasz statek ma kłopoty, a jedyną szansą na ocalenie jest przycumowanie do tytułowej wyspy szalonego naukowca. Jednak i z niej musimy się wydostać, bo nadchodzi jakiś-tam totalny kataklizm (lecz nie jest to Jaś Fasola). Fabuła nie porywa, ale i nie przeszkadza - jest to raczej typowy scenariusz. Przyjęło się jednak, że historia mniej więcej powinna odpowiadać wyglądowi pokoju, a pod tym względem czeka nas nieco niespodzianek. Pierwszym małym szokiem jest wyspa - ot, parę drzewek wyrastających ze żwirowatej nawierzchni. Z lekcji geografii wiem, że nie każda plaża musi być piaszczysta, ale blade oświetlenie w połączeniu z szarym podłożem sprawia, że widok jest deprymujący, nawet powiedziałbym: smutny. Nie wiem czy takie było zamierzenie Twórców, ale jeżeli wyspa miała być taka ponura, to zostało to osiągnięte w 100%. Drugim szokiem była siedziba naukowca, która okazała się zwykłą, drewnianą chatą bez jakichkolwiek naukowych akcesoriów. Myślałem, że mamy do czynienia z tym rodzajem szaleńca, który buduje miotacze promieni śmierci, a nie takim, który na ulicy zaczepia przechodniów o drobne na piwo...

    Tak więc pokój nie urzeka wizualnie i nie oddaje też do końca klimatu. Na dodatek od żwirkowego pyłu można sobie tu nieźle upaprać buty i spodnie, co też humoru nie poprawi. Pochwalę jednak Budowniczego za świetne rozplanowaniem przestrzenne, bo udało się tutaj zmieścić statek, plażę, chatkę naukowca oraz sekretny tunel. Powierzchnia została zagospodarowana wzorowo, ale wątpię, by graczy to pocieszyło;)

    Trudność: Żwirek był pewną koniecznością, bo na wyspie znajdziemy naprawdę sporo kłódek, a te za piaskiem nie przepadają. Łamigłówki, które je otwierają są relatywnie proste, ale wystarczająco różnorodne, by gra nas nie nudziła. Prawdziwi wyjadacze uznają zapewne ten escape za prosty, ale dla początkujących/osłabionych teamów poziom powinien być w sam raz.

    Wrażenia: Neutralne. Mamy ponury początek, całkiem fajny finał, a pomiędzy nimi dość standardową rozgrywkę. Nie mam zbytnio na co narzekać, poza tym, że pokój mnie po prostu nie chwycił za serce.

    Ogólnie: Staram się zawsze wystawiać oceny z myślą o początkujących graczach, więc recenzja skończy się na 4 gwiazdkach, bo ogólnie ten pokój można takim osobom polecić. Szczecin ma sporo lepszych opcji, ale oceniając Wyspę Szalonego Naukowca "w próżni" nie mogę jej zbytnio skrytykować. Ot, tylko tyle, że klimat to lekki niewypał, a zagadki nie tryskają kreatywnością. Nie powinno to raczej nikomu przeszkadzać - może nawet doświadczone ekipy tu wpadną, gdy lista nieodwiedzonych escapów znacznie się już skróci:)
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 8/10

    Obsługa: 10/10

    Klimat: 7/10

    Poziom trudności: Łatwy

    Tajny agent
    Tajny agent

    Zrujnowany szpieg

    6.04.2017 | data wizyty: 28.12.2016

    Klimat: Rozbrajanie ładunków wybuchowych to chleb powszedni dla escapowiczów - Twórcy w końcu często korzystają z tego sprawdzonego przepisu na wkomponowanie czasomierza w fabułę gry. Raz jeszcze wchodzimy do typowego pokoju, wzbogaconego o pikającą bombę, i w teorii cała rozgrywka już powinna przebiec klasycznie. Także Tajny Agent niczym by się nie wyróżniał...gdyby nie jego stan wizualno-techniczny. Pomieszczenie wygląda jakby codziennie przyjmowało hordy przedszkolaków z ADHD, bo wszystko jest, delikatnie mówiąc, mocno wyeksploatowane. Chyba najmocniej utkwił mi w pamięci moment, gdy po zdjęciu ze ściany dużego lustra już go nie byliśmy w stanie powiesić z powrotem, bo śruba wyskoczyła z otworu razem z małą lawiną tynku...

    Trudność: Ale ok, jakbym chciał oglądać ładne pomieszczenia zamknięte, to bym się wybrał do IKEA albo muzeum. Problem się zaczyna, gdy zły stan pokoju odbija się na zagadkach, a tak niestety jest w tym przypadku. Niektóre kluczowe elementy były już tak zatarte, że nawet wiedza o sposobie rozwiązywania niezbyt się przydawała, gdyż głównym wyzwaniem było odszyfrowanie znaczków. Jakbym nie wiedział, że jestem w siedzibie Maze'a, to bym pomyślał, że przypadkiem trafiłem do Escape Room Szczecin - jest aż tak źle!
    Prawdziwego agenta nie osądza się jednak po wyglądzie, więc teraz czas na komplementy. Otóż pokój mnie bardzo miło zaskoczył swoimi zagadkami. Jest tutaj troszkę technologii (troszeczkę, na smaczek), a zagadki są kreatywne i całkiem fajnie zrobione. Nie są specjalnie trudne, a dodatkową pomocą są oznaczenia przy kłódkach, dzięki czemu wiadomo, która zagadka dokąd prowadzi. W rezultacie rozgrywka przebiega bardzo przyjemnie.

    Wrażenia: Agent nieco przerósł moje oczekiwania pod kątem przygotowanych zagadek i bawiłem się tam naprawdę fajnie. Pokój jest określony jako "na pierwszy raz" (chociaż chyba większość grup traktowała go jak "na jeden raz") i dla kombinacji dwuosobowej ekspert-nowicjusz poziom trudności był zadowalający. Na dodatek z Mistrzem Gry można było solidnie porozmawiać po grze, a to także bardzo ważna część pobytu w każdym escape roomie.

    Ogólnie: Gdy odwiedzałem Tajnego Agenta, pomieszczenie wręcz błagało na kolanach o renowację. Podobno była taka w planach, ale czy doszła do skutku - nie mam pojęcia. Pokój odwiedzałem pod koniec 2016 roku, więc po trzech miesiącach mógł zostać kompletnie odświeżony. Najlepiej się sami o to spytajcie i jeżeli remont w końcu się odbył, to do Agenta możecie śmiało wpadać - jest on idealny dla mniej doświadczonych grup.
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 8/10

    Obsługa: 8/10

    Klimat: 4/10

    Poziom trudności: Łatwy

    Pogrzebani
    Pogrzebani

    Pogrzebana zabawa

    5.04.2017 | data wizyty: 12.12.2016

    Klimat: O wrażeniach wizualnych nie jestem w stanie dużo napisać - jesteśmy wsadzeni do drewnianych skrzynek, a ich wnętrza jakieś mocno fascynujące nie są:P Osobom, które się obawiają wyzwolenia utajonej klaustrofobii, mogę powiedzieć, że przestrzeni jest wystarczająco sporo - nie są to prawdziwe trumny, tylko dość spore pudła, w których miejsca, by starczyło na 2-3 osoby. Jeżeli podróżowaliście kiedyś komunikacją miejską w godzinach szczytu, to jesteście przygotowani na ten "pokój". Co do historii, to nie odczułem, by jakaś była. Ot, wsadzają nas do trumien, rzucają zagadkę przed twarz i w sumie tyle. Pozostaje przez to duży niedosyt, bo można tu było zrealizować naprawdę ciekawe pomysły fabularne. Zwłaszcza przy takiej podstawie klimatycznej.

    Trudność: W każdym escape roomie słyszymy, że komunikacja to podstawa, ale tutaj komunikacja jest właściwie całą rozgrywką. Mamy jedną dużą zagadkę, której nie mamy szansy rozwiązać bez ciągłych konsultacji z partnerem lub partnerką. Nie brzmi to źle, ale ostatecznie było to trochę jak rozwiązywanie krzyżówki, gdzie każda osoba ma połowę haseł. W środku nie znajdziemy żadnych intrygujących przedmiotów czy super technologii, po prostu rozwiązujemy ciągle jedną łamigłówkę, będącą kombinacją pomniejszych zadań.

    Wrażenia: No właśnie...Teoretycznie pomysł na pokój wydaje się bardzo atrakcyjny i intrygujący - tylko jakoś nie zastanowiłem się, czy spędzenie godziny w ciemnym pudełku będzie równie fascynujące w rzeczywistości. I w ten sposób dopiero po jakichś 20 minutach uzmysłowiłem sobie, że leżę w półmroku, wpatruję w drewniane wieko i próbuję wsłuchiwać się w wywody kolegi, który opowiada co on z kolei widzi. Ostatecznie walczyliśmy nie tylko z czasem...ale i z przytłaczającą sennością. Chyba pierwszy raz będąc w jakimkolwiek escape roomie poczułem autentyczne znużenie w trakcie rozgrywki.

    Ogólnie: Niektóre rzeczy brzmią świetnie w teorii, ale w praktyce nie mogą się udać. "Pogrzebani" należą do tej samej kategorii co perpetuum mobile - czytamy pomysł, myślimy sobie "Genialne!", a potem się okazuje, że po prostu coś przeoczyliśmy. W tym przypadku: zabawę. Idea jest nawet fajna, ale może część rozgrywki powinna przebiegać poza trumnami? Spędzenie godziny na rozmowie z osobą, której się nawet nie widzi jest po prostu...męczące. Na pewno jest to nietypowa pozycja w warszawskiej puli i zaprawionym w bojach escapowiczom bym ją polecił - choćby dla zaspokojenia ciekawości i spróbowania czegoś nowego.
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 7/10

    Obsługa: 10/10

    Klimat: 8/10

    Poziom trudności: Trudny

    Klątwa Tutenchamona
    Klątwa Tutenchamona

    Egipska perfekcja!

    1.04.2017 | data wizyty: 8.12.2016

    Klimat: Pokój jest przygotowany niezwykle profesjonalnie, każda powierzchnia została świetnie zagospodarowana i uzbrojona w egipskie akcenty. Są szakale, mumie, sarkofagi, hieroglify - słowem każdy punkt listy egipskich klimatów został odhaczony. Co prawda, jak człowiek odpowiednio zacznie przeszukiwać pokój, to może czasem znaleźć kawałek kafelkowej podłogi albo jakiś kabel, ale są to detale bez znaczenia. W pokoju jest jasno, więc nie musimy wytężać wzroku; miejsca jest sporo, więc się nie będziemy gnieść; technologii jest dużo, więc się nie będziemy nudzić:)

    Trudność: Zagadki są bardzo zróżnicowane i dość trudne - większość z nich wymagała sporego główkowania. Znajdzie się tu coś dla każdego - czasem trzeba się wykazać spostrzegawczością, czasem logiką, a czasem trzeba się wykazać umiejętnościami manualnymi.

    Wrażenia: Ominęła nas jedna z nudniejszych zagadek, bo pewien mechanizm udało nam się otworzyć nieco za wcześnie. Do tej pory nikt nie wie, co zaszwankowało - w każdym razie dostaliśmy z kolegą przypadkowo taryfę ulgową i dzięki temu starczyło nam czasu, by pokój opuścić przed upływem godziny. Zarówno początek gry (opaski i wstęp fabularny), jak i koniec (tego oczywiście nie zdradzam) nastrajają bardzo pozytywnie, a czas między nimi upływa miło i nieubłaganie szybko:)

    Ogólnie: To mój trzeci pokój o tematyce egipskiej i w końcu mogę z czystym sumieniem wystawić 10/10. Jest to jeden z najlepszych pokojów w jakim byłem i spokojnie go widzę w pierwszej dziesiątce Warszawy. Polecam!
    Ostatnio odwiedzone pokoje:

    Ocena ogólna: 10/10

    Obsługa: 9/10

    Klimat: 10/10

    Poziom trudności: Trudny

    Strona 7

    Pokaż następne

    Hej, nasza strona wykorzystuje pliki cookies aby jej wszystkie funkcje mogły poprawnie działać.

    Poza tymi niezbędnymi, wykorzystujemy też pliki cookies podmitów trzecich abyśmy mogli korzystać z zewnętrznych narzędzi analitycznych, społecznościowych czy marketingowych. To oznacza że dane zbierane za ich pomocą są przetwarzane też przez dostawców tych narzędzi.

    Czy wyrażasz zgodę na używanie plików cookies innych niż niezbędne do działania strony, zgodnie z naszą polityką prywatności?

    Ustawienia plików cookie

    Tutaj możesz zmienić szczegółowe ustawienia dotyczące plików cookies stosowanych na naszej stronie. Jeżeli wyrażasz zgodę na pliki cookies określonego typu, oznacza to, że zgadzasz się, aby dane przez nie zebrane były wykorzystywane przez administratora tej strony, a także dostawcę konkretnego narzędzia, z którego korzystamy - zgodnie z opisem w naszej polityce prywatności.

    Ten rodzaj plików jest niezbędny do poprawnego funkcjonowania naszej strony. Wykorzystywane są między innymi przy takich funkcjach jak zapamiętywanie przez przeglądarkę wybranego przez użytkownika kraju, produktów w koszyku czy motywu kolorystycznego strony.

    Te pliki pozwalają nam zrozumieć, jak użytkownicy poruszają się po naszej stronie. Jednym z takich narzędzi jest Google Analytics, który pozwala nam zbierać anonimowe informacje o liczbie wejść, korzystaniu z konkretnych funkcji czy rodzaju urządzeń użytkowników. Dzięki nim jesteśmy w stanie dostosować stronę do potrzeb i możliwości różnorodnych użytkowników.

    Narzędzia Google, Facebook i Seznam.cz zbierające informacje o użytkownikach, które możemy wykorzystywać do celów marketingowych.