rudamaruda

Browar Krasnoludzki jest stosunkowo nowym pokojem na mapie Katowic.

Ciekawy wystrój pokoju powoduje, że czujemy się jak w prawdziwym Krasnoludzkim Browarze. Efekty dźwiękowe też na duży plus - dzięki temu wiemy, że coś zostało zrobione dobrze. W 4 osoby warto było współpracować, dzięki czemu każdy był zaangażowany w fabułę i dał coś od siebie. Dobrze, jeśli w pokoju każdy świetnie się bawi i uczestniczy w całej historii i tutaj to się udało.

Jedna zagadka rozwiązała się sama - po wyjściu zapytaliśmy, po co był pewny element i czy brał udział w grze i wprawdzie został nam później wytłumaczony mechanizm, jednak dalej nie wiemy w jaki sposób przypadkiem to rozwiązaliśmy i na co to miało wpływ.

Podczas prośby o podpowiedź mieliśmy wrażenie, że MG niespecjalnie obserwowała naszą grę, gdyż zapytała na jakim etapie zagadki jesteśmy, prawdopodobnie zajęta była w tym czasie inną grupą.

Niestety całą radość z gry zabrała nam sytuacja na zakończenie. Po zdobyciu tego, co było do zdobycia... nie stało się nic. Wyszliśmy na korytarz, na którym nikt na nas nie czekał. Zdezorientowani, czy to na pewno koniec gry, połączyliśmy się z Mistrzynią Gry, na co usłyszeliśmy odpowiedź, że możemy wyjść i poczekać na korytarzu, bo Pani wprowadza akurat inną grupę.
Jesteśmy raczej przyzwyczajeni do tego, że jeśli w pokoju nie chodzi o wydostanie się, tylko jest do wykonania jakaś misja, to po jej wykonaniu Mistrz Gry wchodzi i mówi "Gratulacje! Udało Wam się!" lub po wyjściu czeka na nas i jest jakaś interakcja. Tutaj tego zabrakło, może przez fakt, że była jedna MG na kilka grup. Sama Mistrzyni Gry była bardzo miła, w fajny sposób wprowadziła nas w historię, jednak warto pomyśleć o zorganizowaniu większej ilości osób z obsługi, szczególnie gdy jest święto i będzie dużo grup, bo niestety ja jako gracz odniosłam wrażenie, że obsługa niespecjalnie się nami interesuje.

Podsumowując, od pokoju, który powstał dosyć niedawno, oczekuję trochę więcej. Pokój poprawny, przy rozwiązaniu problemu z obsługą (mam nadzieję, że to jednorazowa sytuacja) pokój będzie dobrą opcją dla mniej wymagających grup. Jeśli firma wykorzysta swój potencjał, ma szansę zrobić coś naprawdę fajnego.

Tupolew to fajny pokój dla osób początkujących, które nie są nastawione na rozbudowane i skomplikowane zagadki. My, pomimo około 45ER na koncie poszliśmy tu dla rozluźnienia i całkiem dobrze się bawiliśmy.

Zagadek jest dosyć mało, ale tak naprawdę nie do końca o zagadki chodzi w tym pokoju. Klimat samolotu oddany, są żartobliwe wstawki i płynne przejścia do kolejnych części fabuły. Główne zadanie śmieszy i zaskakuje - my nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy.

Lokalizacja pokoju znajduje się w samym sercu Krakowa, więc pokój jest idealny dla osób odwiedzających Kraków niekoniecznie w celach typowo EscapeRoomowych.

Podsumowując, fajny pokój, do którego warto się udać dla dobrej zabawy i "odpoczęcia" od bardziej skomplikowanych pokoi.

Zasłużona TOPka krakowska - zdecydowanie w tym pokoju widać postęp technologiczny.

Klimat Egiptu oddany, zagadki w spójny sposób przybliżają graczy do rozwiązania - uwolnienia Serca Ozyrysa.
Bardzo podobały mi się efekty dźwiękowe, momentami powodujące strach, a czasem śmiech.
Na plus również to, że pokój jest bardzo rozbudowany i nastawiony na współpracę - każdy ma co robić i się nie nudzi.
Efekty wizualne już od wejścia robią wrażenie.

Mistrzyni Gry bardzo rozmowna - można wymienić się doświadczeniami i polecajkami innych pokoi.

Ten pokój to pozycja obowiązkowa w Krakowie!

Wiele osób polecało nam ten pokój jako jeden z tych, które koniecznie trzeba odwiedzić w Krakowie. I mimo że do TOP Polski trochę brakuje, na pewno Plugawy HOTel gwarantuje niezapomniane przeżycia i faktycznie jest jednym z tych pokoi, które warto odwiedzić podczas wizyty w Krakowie.

Fabuła pokoju, którą odkrywaliśmy na każdym kroku, była spójna. Jestem fanką zagadek i rozwiązań zastosowanych w tym ER - dla niektórych mogą być dosyć kontrowersyjne, lecz moim zdaniem świetnie oddają klimat. Największą zaletą pokoju jest właśnie klimat - mroczny, wprowadzający nas w świat zakazanej okolicy, pozwalający odkrywać tajemnice, które nie powinny ujrzeć światła dziennego.

Mnie pokój urzekł i jest jednym z moich ulubionych w Krakowie. Na pewno podczas kolejnej wizyty wpadniemy do Lipnitzkiego, na którego nie starczyło nam już czasu podczas tego tripu ;)

Jednym z pokoi podczas naszej ERowej wycieczki do Krakowa był Turniej Magiczny. Był to nasz drugi odwiedzony pokój od Lock House.
Klimat Harrego Pottera fajnie oddany, widać, że wystrój i gadżety zostały zrobione z dbałością o szczegóły i z pomysłem. Ciekawe zagadki i mechanizmy, które współgrały z tradycyjnymi kłódkami. Jedne łatwe, inne trudniejsze - z niektórymi mechanizmami spotkaliśmy się po raz pierwszy.

Przemiła Pani z obsługi - bardzo doceniam rozmowy przed i po grze :)

Mały minus za jedną zagadkę, której nie byliśmy w stanie rozwiązać ze względu na "uszkodzenie" jej przez jedną z poprzednich grup i mimo, że wpadliśmy na sposób rozwiązania, wartości były nieprawidłowe i Pani z obsługi musiała podać nam kolejność - może warto bardziej zabezpieczyć pewne przedmioty przed otwarciem. Na szczęście nie zależy nam na pobijaniu rekordów, więc sytuacja ta nie wpływa na moją ocenę całego pokoju ;)

Pokój jak najbardziej polecam, my bawiliśmy się super i absolutnie nie żałujemy spędzonego w nim czasu!
PS Mamy fajne zdjęcie :D

Przychodząc do tego pokoju, już od wejścia zastanawiasz się, czy to na pewno tylko zabawa... Klimat jak w prawdziwym horrorze i wprowadzenie na mistrzowskim poziomie. Podczas gry ważna jest współpraca. Zagadki są różnorodne i świetnie wpasowane w całokształt. Muzyka utrzymuje klimat grozy. Jedno jest pewne: w tym pokoju nie przestaniecie się bać.

Pokój najlepszy z najlepszych.
Wprowadzenie do gry - mistrzostwo świata. Nawet zwykłe pozostawianie rzeczy osobistych nabiera nowego znaczenia. Cała gra poprowadzona w pirackim klimacie, od obsługi, przez wystrój i dekoracje, aż po zagadki.
Zagadki zróżnicowane, w naszej grupie dla dwóch osób był to pierwszy Escape Room i były lekko zagubione. Nie polecam na pierwszy raz, bo poziom jest tak wysoki, że kolejne pokoje mogą wypadać blado :)

Z każdym kolejnym odwiedzonym pokojem rosną oczekiwania co do obsługi, wystroju, klimatu i co najważniejsze, zagadek. Byłam kiedyś w innym pokoju Open the Lock i wtedy nie zamierzałam prędko wrócić do tej firmy. Idąc do Świątyni Zagłady, byłam pełna obaw. Dobrze, że niepotrzebnie :)

Nowa lokalizacja i nowy pokój to strzał w dziesiątkę. Widać, że właściciel uczy się na błędach i idzie z duchem czasu.

Od początku obsługa była na wielki plus. Bardzo luźna atmosfera, można było pożartować, pośmiać się, podzielić się doświadczeniami z innych ERów. Po poznaniu zasad gry zostaliśmy wprowadzeni do środka i wprowadzeni do fabuły gry.

Już od pierwszej minuty trzeba było współpracować, a z każdą kolejną pojawiało się coraz więcej ciekawych rozwiązań. Wielkim zaskoczeniem dla mnie były elementy horroru, których nie spotkałam w żadnych innych pokojach o podobnej tematyce. Momentami naprawdę się wystraszyłam :)To budowało niepowtarzalny klimat. Wystrój wnętrza był dopracowany. Faktycznie można było poczuć się jak w świątyni. Zminimalizowana ilość niepotrzebnych rekwizytów też na plus - zdarzały się pokoje, że trzeba było bardzo długo zastanawiać się, czy coś jest potrzebne, czy jest tylko dekoracją. Tutaj nie było tego problemu.

Szczególnie pomysłowa zagadka z [spojler].

Pokój był dosyć trudny. Na początku zbyt długo zastanawialiśmy się nad niektórymi zagadkami i niepotrzebnie traciliśmy czas, a pokój jest tak rozbudowany, że każda minuta się liczy. Nie było momentu, żeby było nudno, cały czas coś się działo.

Moim zdaniem pokój mogę zaliczyć do gliwickiej czołówki escape roomów (dorównał albo i nawet prześcignął konkurencję). Jeden z najlepszych i na pewno warty odwiedzenia przez grupy z doświadczeniem i dużymi wymaganiami - a przy tym i tak zaskakujący :)