Witajcie w sercu starożytnego Egiptu, labiryncie pełnym tajemnic i niebezpieczeństw. Wnętrze piramidy skrywa w sobie bezcenny klejnot Skarabeusza. Czy jesteś...
[viac]
1-5 ľudí
70 minúty
Dobrodružný
začiatočníci
4 recenzií
Poľsko: 440. miesto
Vroclav: 51. miesto
7
.5
7,5/10
Služby zákazníkom:
8,8/10
Interiér:
9,3/10
Obtiažnosť podľa hráčov:
Stredné
Počet recenzií:
4
Wystrój? Jest! Klimat? Jest! Zagadki? Są!
Wszystko się zgadza, prawda? No prawie.
Jest kilka momentów, w których poczuliśmy lekki niedosyt.
Coś tam zadziałało nie tak jakby się można było tego spodziewać.
Coś nie wiadomo czy i kiedy zadziałało.
Coś miało pokręconą logikę.
Coś znacząco odstawało poziomem trudności (początkujący nie zraźcie się!).
Ale dość marudzenia, pokój i tak godny polecenia!
Klejnot skarabeusza to pokój z kategorii egipskich, choc pierwszy raz zabrakło nam w nim piasku. Pokój nieliniowy z logicznymi raczej prostymi zagadkami. Nadawałby się na wypad rodzinny, dla zaawansowanych ekip raczej do przemknięcia. Duża dbałość o detale scenografii, choć bez większych zaskoczeń. W pokoju panuje fajna atmosfera.
Mieliśmy okazję odwiedzić nowy pokój na Wrocławskiej mapie escape roomów, będący absolutną nowością – i to zawsze dodatkowy smaczek, bo można poczuć się trochę jak odkrywca.
Klimat i scenografia
Pokój robi pozytywne wrażenie – jest dopracowany, estetyczny i pozwala się wczuć w klimat, nawet jeśli nie jest to poziom „opad szczęki”. Jest ładnie, klimatycznie i na pewno widać tu włożoną pracę i serce. Dobrze zbudowana atmosfera, która pomaga wejść w świat gry.
Fabuła
Fabuła? Jest – ale raczej jako formalność niż integralna część rozgrywki. Nie ma realnego wpływu na przebieg gry czy kierowanie naszymi decyzjami. Nie prowadzi nas przez pokój, nie rozwija się, nie buduje napięcia. To bardziej ramka niż obraz.
Zagadki
I tu robi się ciekawie. Pokój został sklasyfikowany jako odpowiedni dla początkujących, ale naszym zdaniem niektóre zagadki z powodzeniem mogą zaskoczyć nawet bardziej doświadczonych graczy. To duży plus – daje frajdę, poczucie wyzwania, ale bez frustracji.
Zagadki są różnorodne, przyjemne, logiczne, chociaż nie przełomowe pod względem zastosowanych mechanik czy pomysłów.
Natomiast mamy kilka zastrzeżeń:
1) jedna z zagadek była wyjątkowo nieczytelna. Nawet po jej rozwiązaniu nie rozumieliśmy, co tak naprawdę oznaczały zawarte w niej symbole
2) inną zagadkę rozwiązaliśmy… zupełnie inaczej niż zakładali twórcy. I chociaż uruchomiliśmy mechanizm poprawnie, to po usłyszeniu „prawidłowej” ścieżki od Mistrza Gry byliśmy totalnie zaskoczeni – bo nasze podejście było kompletnie inne, a mimo to skuteczne.
3) Kolejna zagadka niby logiczna, ale fizycznie zbyt łatwo „przypadkiem” zobaczyć coś, co powinno pozostać ukryte – wymaga poprawy technicznej.
Mistrz Gry -
Na początku ogromny plus – osoba prowadząca była pełna pasji, pozytywnej energii i naprawdę było czuć, że lubi to, co robi i z zaangażowaniem podchodzi o tematu. To bardzo rzadkie i zdecydowanie zasługuje na uznanie.
Niestety – w pewnym momencie zaangażowanie zamieniło się w nadgorliwość, która odebrała nam sporą część przyjemności z gry.
Escape room to nie tylko wyścig z czasem. To proces, droga, przeżycie – zanurzenie się w świecie zagadek, wspólne główkowanie, próby i błędy. To właśnie buduje immersję, emocje i satysfakcję. Każdy kto choć raz był w ER wie, że nie ma możliwości lecieć z z pełnym flow - zawsze będzie postój, burza mózgów, aby po chwili usłyszeć od jednego z graczy "Aureka!"
Tymczasem tutaj:
1) Radio stało się niestety nieodłącznym elementem rozgrywki, które wielokrotnie dawało o sobie znać - niestety każdy jego dźwięk to przypomnienie, że nie jesteśmy w "sercu starożytnego Egiptu" lecz XXI wiecznym Wrocławiu na 4 piętrze.
- Cały urok escape roomów tkwi w procesie – w rozwiązywaniu zagadek, w testowaniu pomysłów, w drobnych frustracjach i nagłych olśnieniach. Jedne łamigłówki pękają szybko, inne potrzebują chwili (albo trzech). I to jest piękne – bo właśnie o to chodzi w tej zabawie. Kiedy naprawdę czujemy, że utknęliśmy i nie mamy już pomysłu, naturalnie sięgamy po wsparcie Mistrza Gry. Niestety, w tym przypadku to nie my prosiliśmy o pomoc – ona sama pchała się w drzwi. Mistrz Gry, choć z pewnością pełen dobrych intencji, zbyt często decydował się wkroczyć z „pomocą” z własnej inicjatywy. I nie była to forma subtelnego naprowadzania, a raczej bezpośrednie: „zróbcie to i to”, co brutalnie wyrywało nas z klimatu i odbierało satysfakcję z własnych odkryć. (5-6 razy)
3) Najbardziej rozczarowujący moment? Znaleźliśmy przedmiot, jeszcze nie zdążyliśmy się nim zapoznać, a przez radio padła dokładna instrukcja obsługi. Serce nam pękło....
Rozumiemy, że czasem trzeba pomóc drużynie, gdy ta tonie w zagadkach i zbliża się koniec czasu – serio, wtedy taka interwencja to złoto. Myślałem, że właśnie to się dzieje. A potem... dowiaduję się, że wyszliśmy 20 minut przed czasem. No i trochę mi opadło – nie tylko ciśnienie, ale i entuzjazm. To nie było ratowanie. To było odbieranie deseru przed ostatnim kęsem.
I właśnie to najbardziej zabolało – bo przecież nie chodzi o to, by wyjść „szybko”, tylko by wyjść samodzielnie.
Podsumowanie
Nowy, ciekawy pokój na wrocławskiej scenie. Zdecydowanie warty odwiedzenia – ma swoje plusy, ma swój klimat. Dla doświadczonych graczy to spokojna, ale przyjemna przygoda. Dla początkujących – wyzwanie, które może ich pozytywnie zaskoczyć.
Ale... gra to nie tylko pokój – to też sposób prowadzenia. I choć osoba prowadząca była cudownie zaangażowana, zabrakło wyczucia.
Dla nas lekcja na przyszłość – od teraz zawsze zaczynamy od ustalenia zasad współpracy z Mistrzem Gry.
Super pokój, kilka nowych rozwiązań. Wystrój 10/10. Prowadząca Patrycja świetnie się spisała. Pierwszy escape-room, w którym na koniec jest mała pamiątka :)