Spotkanie z pewnym mężczyzną sprawia, że trafiacie do jednej ze śląskich kamienic. Pozornie proste zadanie stawia Was w bardzo dziwnej sytuacji. Postanawiaci...
[więcej]
To naprawdę nietypowy gracz nie tylko na śląskiej, ale również na polskiej scenie escape roomów. Na próżno szukać innego pokoju w takim klimacie i o takiej tematyce - jest poniekąd historyczny i oddaje realia śląskiej kuchni sprzed kilkudziesięciu lat. Okazuje się, że z takiej bazy można zrobić naprawdę ciekawy pokój, który w dodatku miejscami bawi się z graczem, a my to doceniamy.
Idealny dla osób, które szukają pokoi o nieszablonowej tematyce. Zagadki są średnio-trudne, jednak znajomość śląskich realiów sprawi, że z pokoju czeprać będziecie dużo frajdy. A jeśli to Wasza pierwsza wizyta na Śląsku, to macie idealną okazję, aby poznać go od zupełnie innej strony. Ten pokój jest przykładem lokalnego patriotyzmu, którego warto doświadczyć samemu. Dla sympatyków Śląska i śląskich klimatów - pozycja obowiązkowa.
Jesteśmy świeżo po wizycie i po raz pierwszy w naszej historii przygód w escape roomach jesteśmy zwyczajnie rozczarowani.
Zacznę od plusów, na pewno jest nim wystrój pokoju. Tutaj 10/10 za rekwizyty i wystrój i radio w tle.
Natomiast jest wprowadzenie, które totalnie nas nie wciągnęło w klimat. Prowadzący mówi, że na końcu mamy mu podać kilka cyfr, ale po co, do czego to, we wprowadzeniu audio ani słowa o szyfrze .
Kolejna sprawa to zagadki, który w samym zamyśle były bardzo fajne, jednak brakowało często mechanizmu przyczynowo-skutkowego. Przez to stawały się nielogiczne, ciężko było się domyślić. Czasem coś się zrobiło i niewiadomo było co gdzie co otwiera.
I na koniec największy zarzut to mistrz gry. Zawsze rozwiązując pokoje staramy się brać jak najmniej podpowiedzi. Ale dobry mistrz gry, jeśli widzi, że dana grupa zbyt długo robi coś totalnie głupiego i traci czas to reaguje. Tak samo, gdy mija jakiś określony czas, a grupa jest do tyłu z progresem to ją popycha do przodu. Mistrzowi powinno zależeć, aby grupa ukończyła cały pokój i poznała całą historię. Jaki był tego efekt? Skończył nam się czas, a okazuje się, że jeszcze przed nami 20 minut zabawy w drugim pomieszczeniu, które dopiero otworzyliśmy.
Pomimo tego damy drugą szansę i odwiedzimy inny pokój w tym miejscu.
Byfyj czyli ze śląskiego Kredens, jeden z najważniejszych mebli każdej śląskiej kuchni, ale wątpię, żeby jakikolwiek inny Byfyj skrywał tyle tajemnic co ten od chorzowskiej firmy Inny Wymiar.
Chyba jedno z większych zaskoczeń z tego wyjazdu na ER, zupełnie niepozorne miejsce, zwykła kuchnia, zwykły kredens a ile zagadek, ile tajemnic i ile dobrej zabawy nam przyniósł…
Bardzo ciekawe rozwiązania, z jednym z nich spotkaliśmy się po raz pierwszy i nie mogliśmy wyjść z podziwu w jaki sposób to działa. 90 minut przeznaczone na grę to czas adekwatny ponieważ zagadek jest naprawdę dużo a ich stopień trudności określiłbym raczej powyżej średniego. Bardzo zaskakujące zakończenie fabuły. Polecam z czystym sumieniem, tylko ważne, żeby na samym początku się nie zrazić skromnym wystrojem, Byfyj nie raz Was zaskoczy.
Fajny pokój, zagadki o średnim poziomie trudności, czasem nie widać, co i kiedy się otwiera, ale pomimo tego mamy całkiem miłe wspomnienia z tego pokoju.
W niedzielę południe wybraliśmy się do ER. Pani z obsługi bardzo fajnie wprowadziła nas w klimat, a po wejściu do pokoju miło się zaskoczyliśmy. Nasz czteroosobowy skład miał co robić. Zagadki były na prawdę różnorodne za równo pod względem pomysłowości, ale też i trudności. Jednak musimy przyznać, że zakończenie nas wbiło w fotel. Tego kompletnie się nie spodziewaliśmy! Super miejsce. Bardzo polecamy :)
Klimat pokoju przenosi nas do historii co uwielbiam. Zagadki są zaskakujące, trudne, ale chyba o to chodzi?
Bardzo ciekawą i fajną sprawą jest to że można na chwilę dotknąć „serca Śląska”
Ten pokój mnie zaskoczył,klimat ,jego zagadki,coś wyjątkowego.Jesli zastanawiasz się czy warto go odwiedzić to zdecydowanie TAK! Świetnie bawiliśmy się w nim z przyjaciółmi i na pewno nie był to stracony czas, gorąco go polecam.
Operacja Byfyj to jeden z najgorszych pokoi w jakich miałam okazję być. A przeszliśmy już prawie 40 pokoi, więc nie jesteśmy nowicjuszami.
1. Nie ten adres! Dotarliśmy, dzwonimy i anonsujemy się przez domofon. W odp. słyszymy poirytowany głos, że to nie tutaj, że przecież na stronie pisze, ble ble ble… Zdziwieni, bo przecież byliśmy już tu w Niepokoju i Schronie. Pytamy w takim razie gdzie? Po drugiej stronie ul. No dobra, nie doczytaliśmy, że są 2 lokalizacje. Poza tym 3 Maja 6 i 1 to dość zbliżone adresy i łatwo o przeoczenie.
2. To tu! Weszliśmy do środka, a tam stary Zainzibar w pełnej krasie czyli stara chorzowska dyskoteka jak żywa. W środku obskurnie i bardzo zimno.
3. Brak mistrza gry! Wprowadzała nas sympatyczna, ale niekompetentna dziewczyna. Nie było budowania napięcia, tylko przedstawienie zasad, i coś dodane o tym co nas czeka w pokoju, a to wszystko notorycznie przerywane przez drugą Panią. Pytamy co jest celem gdy? Bo nadal nie wiemy.
4. Alaska! Pierwsze co uderzyło nas po wejściu do środka, to przeraźliwy chłód. Stała tam 1 malutka grzałka, dobra do zagrzania 2m2, a nie sporych rozmiarów pomieszczenia.
5. Błąd personelu! Dostaliśmy do ręki gadżet (nie będę pisać jaki, by nie spojlerować), który bez problemu otwarliśmy. Pani z obsługi przez głośnik pyta jak to zrobiliśmy? My zaskoczeni mówimy, że przedmiot, który dostaliśmy był otwarty. Okazało się, że miał on być kluczowy na samym końcu gry. Więc Pani poprosiła, abyśmy na tę chwilę nie zwracali na niego uwagi.
6. Ale o co chodzi?! Zagadki są nielogiczne, nie ma ciągu przyczynowo-skutkowego, coś wypada, coś się otwiera, ale nie wiadomo, gdzie i do czego można to odnieść. Pani prowadząca włączyła się do gry nieproszona i zaczęła nam podpowiadać. Gdy udało nam się dobrze wykonać zadanie, to nie mogliśmy tego wiedzieć. W pokoju nie ma sygnału dźwiękowego lub świetlnego, czegoś co zwróciłoby naszą uwagę. Więc wykonywaliśmy zadanie wielokrotnie tracąc czas i energię (o ciepłocie ciała nie wspominając), zupełnie niepotrzebnie. Gdy wykonujemy zadania, to rozpraszamy się, nastawiamy uszu i oczu, by zauważyć czy gdzieś coś się otwarło lub zapaliło.
7. Kraina lodu! Przez panującą w pokoju bardzo niską temp. byliśmy mocno zdegustowani. Trudno było skupić się na zagadkach i zabawie, gdy marzły nam dłonie i palce u stóp. W końcu udało się rozwiązać zagadki i gdy myśleliśmy, że zimniej być już nie może, okazało się, że owszem może i jest. Trafiliśmy do prawdziwej krainy lodu. Tam zabawa straciła już dla nas sens. Było tak przerażająco zimno, że gile zamarzały w nosie. Rozwiązaliśmy kolejne zagadki, których wykonanie z perfekcją nie ma nic wspólnego. Więc znowu zmarnowaliśmy czas, ale w końcu udało się. Wychodząc z krainy lodu byliśmy na skraju hipotermii.
8. Puk, puk, czy mogę wejść? Nagle, słyszymy pukanie z zewnątrz do drzwi wyjściowych. Patrzymy po sobie zaskoczeni, i słyszymy głos zza drzwi: - Otwórzcie proszę drzwi. Nie dowierzamy, ale otwieramy. Pani z obsługi, prosi nas, abyśmy otwarli jej drzwi, bo Ona nie ma kluczy. No i jak to się ma do zasad BHP?!
9. Krytykować to my, ale nie nas! Kiedy myśleliśmy, że to już koniec naszego koszmaru, okazało się, że wcale nie, bo czeka na nas jeszcze kilka „niespodzianek”. Dziewczyna zapytała jak było. My, nie kryjąc frustracji, mówimy, że niestety nie mamy dobrej opinii o tym pokoju i tłumaczymy dlaczego. Pani poszła po pomoc. Pani nr 2, która pyta w czym problem. Wiec powtarzamy nasze spostrzeżenia. Pani mówi, że była w 100 pokojach i tan uważam, za jeden z lepszych. Super! Masz prawo do swojej opinii, a my do swojej. Widzimy, że dalsza rozmowa nie ma sensu, zimno nas dobija, ucinamy dyskusję i mówimy, że płacimy i wychodzimy, bo mamy dość zimna i tego co nas dzisiaj spotkało.
10. Hajs, hajs bejbe! Chcemy się rozliczyć i znowu niespodzianka! Płatność tylko gotówką. Nie mamy przy sobie gotówki, ani ochoty szukać bankomatu, więc pytamy czy możemy BLIK-iem. Oczywiście, że nie! W naszych oczach widać było dezaprobatę i frustrację. Więc Panie uzgodniły, że jedna zaprowadzi nas pod drugi adres i pobierze od nas opłatę kartą.