Galena

Arrrrr!
Jeśli chcecie zachować głowy, słuchajcie uważnie słów kapitana! Każdego Kapitana!
Warto również nie mieć kija w rzyci i poddać się klimatowi pokoju, bo buja aż miło!

Czteroosobową ekipą majtków bawiliśmy się świetnie. Zagadki zróżnicowane, bardzo ciekawe i pomysłowe, bez matematycznych - każdy znajdzie coś dla siebie. Nie było nudy, nie było też momentów zacięcia się na żadnym zadaniu. Poczucie humoru jest nieodzownym elementem tego pokoju - zarówno w samym pokoju, jak i u świetnej Prowadzącej :D

Jesteśmy fanami wystroju, fabuły, zagadek, frajdy i ilości śmiechu podczas rozgrywki. Pokój ląduje w naszej topce najfajniejszych pokoi.

Cóż to za pokój! Cóż to za klimat!
Całkowity brak elektroniki w tym miejscu to ogromny atut. Da się zrobić ciekawe zadania, adekwatne do epoki, logiczne i na myślenie, a bez żadnego elektronicznego urządzenia! Piszczałam z uciechy, gdy czysto mechaniczne elementy pasowały do siebie i działały.
Zagadki są przemyślane, powiązane oczywiście z tytułowym Mistrzem Leonardo (jeśli ktoś czytał Kod Leonarda da Vinci, to będzie miał dużo smaczków ;) ), trudno się pomylić w tym pokoju, bo wszystko jest logiczne i dobrze zrobione. Jest odrobina liniowości, ale nasza czteroosobowa ekipa nie nudziła się ani przez moment i raczej nie ślęczeliśmy wszyscy nad jedną zagadką, tylko byliśmy rozproszeni po przestrzeni. Byliśmy w grupie mieszanej (ja i koleżanka już na koncie kilka/naście pokoi, partner po trzech, koleżanka pierwszy raz) i każdy miał coś do roboty - zadania są na różnym stopniu trudności. Bawiliśmy się świetnie od samego początku, od miłego wprowadzenia przez bardzo sympatycznego pana z obsługi, aż do absolutnego szału pod koniec (wyszliśmy 6 minut przed czasem). Polecam pokój i dla początkujących, i dla starych wyjadaczy, bo nawet jeśli zagadki okażą się dla niektórych zbyt łatwe, to samo doświadczenie pokoju w takim klimacie jest cudowne. 10/10, dawno nie miałam tak pozytywnego wrażenia po escape roomie i cała ekipa podziela moje zdanie!

* opinia sfabularyzowana ;)

Jako Starsza Inspektorka Sanepidu zgłaszam wiele nieprawidłowości odnalezionych w rzeczonej Rzeźni:
- absolutnie nie zachowano zasad higieny, wszędzie była krew i wnętrzności (wystrój w klimacie gore, ale bez odruchu wymiotnego, osoby o "słabszych nerwach" też dadzą radę);
- liniowość kontroli jest zachowana (ale dzięki temu ciężko się zgubić fabularnie)
- zabezpieczenia awaryjne nie dopuszczają do paniki (nawet strachliwych);
- ewidentnie doszło tam do potwornych wydarzeń (ciekawa fabuła pokoju, trzyma się kupy, dużo jest smaczków w klimacie);
- nasza jednostka utknęła na dłuższy czas w pierwszym pomieszczeniu, gdzie dalsze przeprowadzanie kontroli okazało się niemożliwe ze względu na niewyraźne pismo w dokumentach (początkową frustrację udało się przykryć dalszymi wrażeniami, a sympatyczni pracownicy zrekompensowali cyferkę startą przez poprzednią grupę).

Zlecam ponowną kontrolę obiektu kolejnym jednostkom z Sanepidu ze względu na znalezione nieprawidłowości. Konieczne kolejne raporty.
(Czytaj: polecamy, szczególnie fanom klimatu gore. Przemiła obsługa, luźna atmosfera. Nawet osoby, które były pierwszy raz, odnalazły się. :) )

Byliśmy bardzo pozytywnie nastawieni do tej wizyty - kilkoro z nas z doświadczeniem 5-10 pokoi, jedna osoba dopiero w drugim escape roomie. W opisie pokój dla osób z doświadczeniem 10+ pokoi, ale że wolimy wyzwania, to pomyśleliśmy, że lepiej nie skończyć na czas niż "zbyt łatwo" skończyć.

Niestety Pani z obsługi bardzo wyraźnie dała nam odczuć, że to zły pomysł i źle mierzymy siły na zamiary. Zero przywitania, zero wprowadzenia do klimatu, zero entuzjazmu - jako osoba od wielu lat pracująca w obsłudze klienta byłam mocno zszokowana, bo dawno nie spotkałam się z tak oceniającym podejściem do odwiedzającego. Miałam poczucie, że obsługa próbowała nas zdemotywować od samego początku.

W pokoju bez zaskoczeń. Zagadki w większości logiczne, mało manualnych, brak matematycznych. Zero kłódek, sama elektronika. Wystrój pozostawia wiele do życzenia, zadania są liniowe - nie da się pracować nad kilkoma jednocześnie, bo "aktywują się" jedno po drugim.

Zostaliśmy ostrzeżeni, że ilość zagadek jest ogromna, zatem dwukrotnie poprosiliśmy o podpowiedź, bojąc się, że nie zdążymy - a skończyliśmy 17 minut przed czasem. Same zagadki były ciekawe, emocje były dobre, bawiliśmy się tą rozgrywką...
...Do czasu. Pani z obsługi przyszła po rozgrywce omówić naszą grę - w protekcjonalny sposób wytykała nam błędy i komentowała zachowania. Pytała o to, jak nam się podobało, ale niespecjalnie przyjmowała krytykę dotyczącą poszczególnych elementów pokoju.

Mogłabym ocenić pokój dużo wyżej, gdyby obsługa nie była zaprzeczeniem obsługi klienta czy wprowadzania w klimat. Myślę, że warto przemyśleć tutaj szkolenia pracownicze, bo naprawdę to doświadczenie psuje zabawę.

I znów Dixie i Kris stanęli na wysokości zadania, nie dali się zbić z tropu widokiem naszej drużyny Pirackich Slipów ze slipami w bardzo dziwnych miejscach ciała...!

Przyznaję się bez bicia - nie jestem za bardzo w temacie superbohaterów, a totalnie nie pozbawiło mnie to frajdy z pokoju. Reszta weteranów ESC roomów w mojej drużynie dość szybko wpadała na rozwiązania, myślę, że gdybym była z nowicjuszami, takimi jak ja, mogłoby być ciężko w kilku momentach (czyli SUPER!). Współpraca była naprawdę potrzebna, nie była wpychana bez sensu. Pokój wygląda jak wyjęty z planu filmowego i znów, każdy element jest dokładnie przemyślany, zagadki i zadania są zaskakujące, to nie jest pokój, gdzie otwierasz kłódkę za kłódką. Cudowne wykorzystanie przestrzeni. Wyszliśmy z szerokimi uśmiechami, odzyskawszy nasze superbohaterskie moce... Ale i skonfliktowani. Który pokój lepszy - Klątwa Czarnobrodego, czy Superheroom?

Nie doszliśmy do porozumienia. Na całe szczęście - nie musieliśmy, bo gramy w jednej drużynie. Wejście było elementem wieczoru panieńsko-kawalerskiego i było strzałem w dziesiątkę. Myślę, że i dla mniej zaawansowanych, i dla weteranów ten pokój to świetna zabawa.

Ach, i wcale nie musicie przychodzić w slipach, my tak z własnej woli... Ale jeśli przyjdziecie w slipach, to Dixie i Kris na pewno się ucieszą.

No chyba, że udawali, że się cieszą.

Udawaliście?

Pozdrawiamy!

Drużyna Pirackich Slipów

Arrrr!!!

Przybyliśmy jako piraci, ale nie spodziewaliśmy się tego, co nas spotka (aczkolwiek Dixie i Kris, których z tego miejsca serdecznie pozdrawiamy, chyba też się nie spodziewali nas w pełnych pirackich strojach...). Obsługa jest super, pozwolili nam zabrać koleżankę w formie zdjęcia ze sobą na wrak statku.

Cały pokój jest bardziej ognisty, niż butelka najstarszego rumu, bardziej pomysłowy, niż moja papuga, lepiej zorganizowany, niż moja kajuta i sprawił mi więcej frajdy, niż mój majtek wywracający się na mokrym pokładzie. Jest klimat, a nie ma straszenia bez sensu, więc osoby bojące się horroru mogą iść bez strachu, to przygodówka, a nie horror house. Technologia i rozwiązania zwalają za burtę, a wciąż wyglądają jak wyłowione z dna oceanu, a nie na tableta zawiniętego w pergamin. Nie ma tam żadnego nieprzemyślanego elementu. Dixie i Kris dbają o całość doświadczenia, są świetni, aż chce się ich zabrać na grog czy rum i wplatają fabularne mycie rąk ( <3 ) przed abordażem. Niczego więcej nie pragnę od pokoju takiego jak ten, arrr.

Najlepszy escape room, w jakim byłam, moja załoga też uważa podobnie. Świetny wybór na nasz wieczór panieńsko-kawalerski. Każdy załogi (oprócz mnie) to mózgi na kółkach i weterani escape roomów, którzy wiele już ich zrobili i potrafią rozpykać zagadki w 5 sekund, a każdy z nas miał co robić, i to super rzeczy do robienia. To było bardzo niepirackie, ale łaziliśmy przez następne pół godziny z szerokimi uśmiechami.

Arrr!